Wołają na niego Sez. To jego nickname, naprawde ma na imię Mohamed jak większość mężczyzn w Gambii. Ma 31 lat. Siedzi całe dnie pod pięciogwiazdkowym hotelem w centrum stolicy, Banjul. Bardzo inteligentnie próbuje zgadnąć jakiej narodowości jest wychodzący z hotelu turysta. Dzień dobry! dobrze dobrze! I tym razem mu sie udalo.
Idziemy na spacer do centrum miasta, a on idzie przy nas. Przystojny, wysoki Rastafarianin. Dołącza do nas jakiś jego kolega. Idziemy w czwórkę po wąskich uliczkach Banjul. “Uwazaj na dziure “ z troska wola co chwile Sez. Wszechobecne śmieci, obdrapane mury budynków, jednak nie śmierdzi i nie jest wcale przerażająco. Ludzie siedzą wszędzie, śmieją się i dyskutują głośno. Nasi towarzysze pokazują nam w podłej budzie maszynę do szycia i krawca, który jest jednym z lokalnych artystów szyjących piękne, unikatowe sukienki. W głowie robi dla nas projekty, wycina bez stołu w powietrzu kształty, które zszyje aby stworzyć swoje dzieło. Za 2 godziny sukienki były gotowe.
Kolejnym miejscem, gdzie zaprowadził nas Sez była wiata gdzie stało pełno misek i kobiety wydawały uliczne jedzenie. Sez i kolega są głodni, to widac ale starają się trzymać fason i pytają czy może mamy ochote sprobowac yassy czy benechina. Jemy oczywiscie ze smakiem i idziemy dalej. Był to dzień pełen zaskakujących przeżyć. Czulyśmy się przyjemnie mimo totalnie zatraconego komfortu w otaczajacym nas swiecie.
Sez mieszka sam. Ma 3 barany i trochę kur. Zepsuty Ford Frontiera stoi zakurzony na środku podwórka. Zaden mechanik nie wie co mu jest. Stoi tak od 3 lat. Cala rodzina Seza wyjechała. Każdy w innym czasie, jedni do Stanów, inni do Europy. Jest ciągle sam. Sprzedaje to czego nie powinien… Stara się dbać o siebie i o to co ma. Jest miły i pomocny. Mijają miesiące , nie ma turystów , jest ciężko. Lowi ryby, je co popadnie.Pali marihuanę bo w ten sposób oszukuje odczucia głodu. Ktoś z jego rodziny wreszcie wysłał pieniądze i udało mu się wylecieć z Gambii do Stambułu. Dwa lata nie było z nim kontaktu. Przepadł bez wieści. Czyścił buty, kupił taczke, którą woził ludziom zakupy, towar z bazaru, walizki na dworcu autobusowym. Mieszkał na ulicy, w pokojach z wieloma osobami w podobnej sytuacji. Zebrał pieniądze, znalazł kontakty , zrobil jakis dokument…. odezwał się do mnie z Anglii.
W Nottingham odbywał się dzień gambijski i tam się spotkaliśmy po długiej przerwie. Poszliśmy na spacer. Pokazałam mu wzniesienia i widoki z nich się rozpościerające. Nigdy nie chodził po górach, nigdy nie widział takiej panoramy , na niebie latały balony. Wszystko co przeżywa jest dla niego nowe jedynie sytuacja, w której pozostaje dalej nie jest dobra.. Pracuje tam gdzie sie zdazy praca, niekoniecznie oficjalna, mieszka od domu do domu od miasta do miasta. Zbiera pieniądze na ziemię w Gambii i na podróż do domu. Mówi co to za świat gdzie teraz jestem, nikt ze mna nie rozmawia. Ludzie uśmiechają się, mówią “ how are you ?” ale nie obchodzi ich moja odpowiedź. Walczy dalej, jest dalej otwarty, pozytywny, gambijski. Życzę mu sukcesu.
Sez zabrał mnie pierwszy raz na Ginek . Dzięki niemu dziś tam jeździmy i dzięki niemu poznałam to magiczne miejsce. Przyjazne, ciche, piękne. Spokój i szum fal to było to co mi pokazał. Czekam, ze znowu razem tam usiądziemy i będziemy sie smiac z trudności, które przezwycięża każdego dnia.